literature

Taniec marionetki +POLISH+

Deviation Actions

LadyOaks's avatar
By
Published:
176 Views

Literature Text

Taniec marionetki</u>


Lourdese przeskakiwała z kamienia na kamień, a jej biała sukienka zalotnie owijała się wokół kształtnych łydek. Perlisty śmiech rozbrzmiał w tunelach miasta.

Dziewczyna ciągnęła za sobą niemal niewidoczne smugi, cieniutkie, niknące w powietrzu. Nie krępowały jej ruchów. Lourdese wybiegła na dziedziniec przed katedrą i spojrzała na przepiękną budowlę, która nie utraciła nic ze swojej elegancji pomimo zapadniętego dachu. Biały kamień błyszczał w słońcu, zapraszając. Jeśli ktoś potrafił słuchać, opowiadały wiele niezwykłych historii, wszystkie fragmenty skał użyte do budowy.

Po prawej stronie katedry miasto przecinał jeden z licznych kanałów, zbyt wąski dla łodzi szerszej niż dwóch ludzi, zagrodzony zresztą przez most, a raczej to, co z niego pozostało. Jedyna kolumna, podpierająca kiedyś kładkę, wznosiła się dumnie, ofiarując przeprawę na drugą stronę. Lourdese przez chwilę się zastanawiała, lecz poniechała zamiaru. Budowla za mostem ucierpiała podczas ostatniego trzęsienia i, już wcześniej ryzykowna droga, którą można było dostać się do centrum miasta, przestała właściwie istnieć.

Dziewczyna odwróciła się energicznie i podeszła do ciężkich drzwi, okutych czarnym metalem. Położyła dłoń na skrzydle bramy i pchnęła lekko. Drzwi ustąpiły z łatwością.

Wkroczyła do chłodnego wnętrza, zastanawiając się, którędy najlepiej iść. Kaplica na szczycie katedry przestała istnieć nagle, potem zawaliła się reszta stropu i część wewnętrznych pomieszczeń. Jeśli wcześniej korytarze stanowiły labirynt, teraz był to jeden wielki węzeł gordyjski. Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie w myślach. Przydałby się nowy Aleksander ze swoim mieczem. Poprzedni miał szablę, scimitar, jeśli dobrze pamiętała, i kuszę. Sprawny był w swojej sztuce.

Lourdese zaczęła wspinać się po gruzach, oszczędzając sobie drogi i czasu. Wiedziała, że w ten sposób dotrze do tarasu, który utworzył się po rozpadzie jednej ze ścian. Tam znajdowały się schody, które prowadziły na sam szczyt budowli. Zatrzymała się, kiedy usłyszała głośny syk i spojrzała w tamtym kierunku. W mroku zapomnianej alkowy siedział jaszczur, czujnie obserwujący ją swymi czarnymi, paciorkowatymi oczyma. Język gada wysuwał się z jego pyska i chował, kiedy jaszczurolud szukał zapachu. Dziewczyna pokazała mu własny język. Gad sarknął, wysuwając łeb do przodu, po czym wycofując się głębiej w ciemność, uznając ją nie tyle za niegroźną, ale raczej za niejadalną.

Ponowiła swoją wspinaczkę, w końcu docierając na zrujnowane piętro. Widok zapierał dech w piersiach. Przed Lourdese rozpościerała się skąpana w promieniach rannego słońca panorama miasta. Światło było ostre, powietrze pachniało wilgotną świeżością, kamień lśnił. Przez moment można było uwierzyć, że ulice tętnią dawnym życiem, pod którego nieświadomością kryła się największa tajemnica mocy przenikająca spoiwo cegieł, każdą kostkę bruku, każde ziarenko piasku, każdy podmuch wiatru, każdy oddech na tej uświęconej i przeklętej zarazem ziemi. Ludzcy mieszkańcy miasta pozostawali nieświadomi aż do momentu samego kataklizmu, kiedy ich życia nakarmiły swoją esencją głód mocy. Lecz największym sekretem miejsca było to, ze nic tu nie umierało, nigdy. Istnienie było wieczne. Żądza dawała życie. Dziewczyna odwróciła się ku schodom.

Minęła zaschnięta kałużę krwi. Deszcz jeszcze nie zdołał zmyć zbrodni i bluźnierstwa, których tutaj dokonano. Lourdese wspięła się na pierwszy stopień, i dalej, uważając na luźny kamień. Nie obawiała się upadku, a zniszczenia drogi na szczyt. Powoli, stopień po stopniu, wyszła na posadzkę pozostałości kaplicy. Nagły powiew wiatru targnął jej włosami i sukienką. Dziewczyna przytrzymała jedwabiste loki dłonią, uśmiechając się.

- Proroku.

Blondyn uniósł twarz, spoglądając na nią. Czasem można było odnieść wrażenie, ze poprzez jego sylwetkę widać zarys kamiennych gruzów znajdujących się za nim. Dziewczyna skłoniła się lekko.

- Lourdese.

- Nie smuć się, Proroku, nie czas na to,- wyciągnęła swoją dłoń ku niemu.- Niedługo odejdziesz stąd. Zatańcz ze mną.

Mężczyzna uśmiechnął się, wstając. Ujął jej dłoń. Lourdese przymknęła oczy i oparła policzek o jego ramię.

Zaczęli powoli wirować, poruszając się w harmonii. Krok za krokiem, ruch za ruchem.

- Kocham cię, Proroku, i kocham to miejsce,- dziewczyna szepnęła.- Będzie tu pusto bez ciebie i bez tych, co pójdą za tobą.

Blondyn przeciągnął dłonią po jej plecach.

- Obiecaj mi coś.

- Tak, Lourdese?

- Obiecaj mi,- odchyliła głowę i spojrzała mu w oczy,- obiecaj mi, że przyjdziesz po mnie i zabierzesz mnie stąd. Kocham to miejsce, i kocham ciebie, Proroku, lecz nie chcę być samotna.

Odsunął się od niej, i uniósł jej dłoń do ust.

- Już teraz możesz odejść, nikt cię nie zatrzymuje. Ale wrócę po ciebie. Wtedy możesz pójść ze mną.

- Dziękuję, Proroku,- Lourdese roześmiała się, wirując samotnie.- Dziękuję ci,- zawołała. Biała sukienka zalotnie owinęła się wokół jej łydek, uniosła się na żądanie wiatru, odsłaniając kolana.- Do zobaczenia, mój Proroku.

- Do zobaczenia, Lourdese.

Dziewczyna obróciła się w miejscu jeszcze raz, po czym podbiegła do krawędzi posadzki i skoczyła lekko, niepomna wysokości. Wiatr szarpał jej włosami, a smugi ciągnące się za nią wiły się niczym szalone, kiedy zbliżała się do ziemi tylko po to, by miękko opaść pomiędzy ciernistymi krzewami, które tego roku zakwitły.

Lourdese potrząsnęła lekko głową i zerwała jeden z kwiatów, po czym wpięła go w swoje pukle tuż ponad uchem. Zanuciła dziecięcą piosenkę, a stopy niosły ją poprzez ulice i mroczne zakamarki martwego, lecz nie opuszczonego, miasta.
Vagrant Story, post game. 'Wprowadzenie' jednej z mniej ważnych, a równocześnie bardziej przeze mnie lubianych OC, Lourdese. Jeśli ktoś się zastanawia, to nie, nie jest ona 'człowiekiem'. Prawde mówiąc, jest to postać z Marionetki. W końcu to dokończyłam.
© 2007 - 2024 LadyOaks
Comments0
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In